środa, 31 lipca 2013

Lea Elizabeth #16



     Rano znów pomyślisz, że to był tylko sen... Taki sam jak co dzień przerywany głośnym wrzaskiem budzika...

     Ale to nie sen...

     Ta każda twarz, już kiedyś ją widziałaś. Tak samo jak ta każda dziwna emocja. Tak już raz to przeżyłaś, nie chcesz jednak dopuścić tego choćby do granic swojej świadomości. Mówisz sobie, że miałaś piękną przeszłość... Możliwe, ze po części tak. Jednak pełną cieni i krętych ścieżek. Jednak największym cieniem jesteś ty sama.

     Ten sen będzie inny... Pokażę ci co dzieje się teraz, może w końcu mi uwierzysz... Zresztą, jak możesz jeszcze nie wierzyć? Jestem elementem twojej osobowości, czy tego chcesz, czy nie.

     To było całkiem niedawno.

     Stałaś w pustym pokoju. Z ledwo odkręconą butelką soku i kogoś częstowałaś. Mówiłaś, bardzo długo... Ciemne ściany nie odpowiadały.

     Ciągle ktoś był obok, to chyba był on. Tak go zawsze nazywałaś w myślach. Spełniał twe zachcianki, był obok... Tak jakby...

     Pamiętasz zimowy wieczór, gdy niósł twój parasol? Dlaczego miałaś mimo to tak mokre włosy od lepkich płatków śniegu?

     Spadła kołdra, z miękkim szelestem. Nerwowy ruch ręką, jakbyś chciała zatkać swoje uszy. To jednak tak niewiele może dać. Jestem wewnątrz ciebie. Jestem tobą samą.

     Nieee!

     Cisza...

     Patrzysz w pustkę. Czuje to. Dlaczego to ty możesz kontrolować nasze ciało? Dlaczego to nie ja mogę wszystko przeżywać?

     Ciągle w środku obserwuję biernie twoje poczynania. Tak marne i żałosne. Z każdym dniem udajesz, kogoś kim w rzeczywistości przecież w ogóle nie jesteś. Niczym nie różnisz się od dziecka we mgle, choć może jest pewna różnica. Jesteś już dorosłą kobietą.

poniedziałek, 29 lipca 2013

poezja: Majowy poranek


czas wciąż płyną swym torem
miedzy lasem a kwieciem łąki
jak dziki koń w pędzie
majowym świtem
lecz spokojnie ze światłem

każde jednak wspomnienie wraca krwawym zachodem
każdy najsłodszy sen
i ucieka i wciąż wraca
niesiona niepojętym potokiem cichych myśli
śpiewa tą samą kołysankę

dama cień odsunięta na skraj światła słonecznego
sama dusi się wśród tłumów
uciemiężone oczy jej słodkim widokiem
majowej łąki w kobiercu kwiatów
i gorzką łzą nad majowym pustym porankiem


25.05.2012

poniedziałek, 22 lipca 2013

Lea Elizabeth #15



     Mimo morderczego biegu na ślepo jesteś wciąż bardziej usatysfakcjonowana. Mówisz sobie, że póki żyjesz możesz wyciągnąć kolejne kilometry. Zaliczasz poziomy jeden po drugim. Niby sama dla siebie. Tylko co jest na końcu tej gry?

     Pustka...

     Jakieś wyimaginowane po raz kolejny „nibyszcescie” . Co jest tak naprawdę sukcesem w tym oszalałym świecie?

     Chciałabym żyć 300 lat temu...

     Mały ognik rodził się w z góry określonym życiu. pojawiając się jako chłop i w takim stanie też odchodzi. Nie ma nic prócz prostego życia, dla samego przetrwania. Człowiek był całkiem inny.

     Małe rzeczy cieszyły bardziej... A teraz? Ciągle parcie na szkło ze wszystkich stron. Udajesz, że nie dajesz się wciągnąć? Tylko ile jest w tym prawdy?

     Po co nam ta cała cywilizacja? Postęp?

     Wiesz co to jest postęp? To świadoma selekcja ludzi. Próba wymordowania w ja najbardziej humanitarny sposób jednostek niewtajemniczonych w plany tej całej elity.

     Lea... Skończ pieprzyć!

     W tle słychać gwizd czajnika. No tak, herbata. A niech sobie gwiżdże.

     Ale nie, przecież ty musisz pokazać jakie to twoje życie poukładane i piękne. Teraz herbatka, potem ciepłe łóżeczko. Należałoby się ponadto w końcu pokazać w biurze.

     Właśnie ty się do tego świata pchasz, Elizabeth. Śliczne szpileczki i eleganckie żakieciki, służbowa kolacja. Po co o to wszystko?! Daje ci to szczęście?

     Śpisz... nawet nie chcesz mnie słuchać...

poniedziałek, 15 lipca 2013

Lea Elizabeth #14


Poprzednie:
1-10 11 12 13




     Nie myślmy jednak o śmierci. Na to jest zbyt wcześnie, póki nasze życie jest jakąś atrakcją. A jest? Prawda?

     Mam czasem wrażenie, że pędzimy przez wesołe miasteczko, choć może nie tak radosne. Ja wchodzę na kolejkę, ale to ty wymiotujesz ze strachu. Ciągle się chowasz za watą cukrową i chcesz wygrać pluszowego misia. A niby tam odważnie kroczysz do przodu z wypiętą piersią. I kto tutaj jest aktorką Elizabeth.

     Moja twarz jednak jest rozradowana tym wyimaginowany sztucznie strachem, ciągłym lękiem co będzie za sekundę. Dla ciebie adrenalina śmierdzi, dla mnie pachnie słodko. W takim razie, póki możemy odkryć coś nowego będziemy się bawić.

     Wiesz... Boję się chyba klaunów.

     Niby mają cię rozśmieszyć. Mnie bawi tylko ten ich udawany optymizm kryjący się pod komicznym makijażem. Ten pan z przyjęcia z dzieciństwa tak naprawdę był listonoszem. Trzydzieści lat tym samym, na tej samej ulicy.

     Maleńkie białe pigułki.

     Słodka noc zbliża się cichutko.

     Lililu... cichuteńko.... śpij...

     Nieśmiałe sny. Coraz szybciej pojawiający się spektakl samych twarzy. Jakbym je już kiedyś widziała, ale są jakieś obce. Dziwaczne co najmniej. Wszystko wiruje. Coraz szybciej i szybciej. Twarze zamieniły się w pasma szaroburych wspomnień. Nagle uradzając.

     Dzieciństwo. Błogość w ramionach mamy, Długie warkocze opadające na plecy każdego poranka w przedszkolu. Uśmiechy. I dziurka w nowej pończoszce. Czy mama jest nadal zła?

     Dalej jakby cienie... Nie! Odejdźcie... Kobiety w ostrym makijażu i seria jakby świateł migających uparcie w jakimś rytmie. Jakby chciały coś powiedzieć tymi neonowymi oczami. Zjawy, powykrzywiane cienie ludzkich marzeń. Zdeptane dniem codziennym.

piątek, 12 lipca 2013

Lea Elizabeth #13

Poprzednie:
1-10 11 12

     Słodkie szepty odbijające się od powierzchni tej powłoki są tylko przyjemne, póki pozostają gdzieś daleko i są nie osiągalne. Nie mogę ich zrozumieć. To dobrze. Niewiedza jest pięknym poniekąd stanem.

     Odruchowo odpalam kolejnego papierosa, Tak jakbym miała wbudowany jakiś mechanizm myślący za mnie. Nie leżę całymi dniami. Funkcjonuję niemalże normalnie. Wnętrze i zewnątrz stają się powoli podążać ku różnym kierunkom.

     Wnętrze zapada się coraz bardziej, odwracając się plecami do światła podąża dalej i dalej w kierunku własnego cienia. Miękkiego i pociągającego. Chciałoby się wtulić w jego kontury. W mroku nie widać niedoskonałości i zagrożeń. Taki świat jest lepszy...

     Głupia! Wyłaź z tamtą!

     Druga idzie pod prąd, w kierunku oślepiającej jasności. Która jest tak naprawdę mieszanką trucizny i syfu dnia codziennego. Pod pozorem radości udaje, że realizuje swoje marzenia. Ileż jest jednak w tym absurdu. Udaje, że ma jakiś cel, aby tylko trzymać się powierzchni w pięknie umalowanych ustach.

     Wyciągam rękę po słoiczek. Niby się opierasz i gryziesz własną dłoń. Wiesz jednak dobrze, że tak jest lepiej. Poddaj się na chwilę. Teraz nikt nie patrzy.

     Kilka białawych pastylek wysypuje się na blat stołu. Jakoś jakby układając się w lekko wykrzywiony uśmiech. Malutcy przyjaciele, którzy jakże pięknie potrafią zabijać.

środa, 10 lipca 2013

reklama: p r o z n i a

p r ó ż n i a - to sieć wymiarów połączonej ze sobą sztuki i kultury stworzonej przez nas i dla nas. 

Strona ledwo powstała, jej zamiarem jest pokazanie o wiele więcej niż tylko obrazków obcych ludzi na zasadzie kopiuj wklej jak to można zaopserwowac na większości "fanpejdzy".

Bardzo serdecznie zapraszam do lajkowania i dzielenia sie swoja tworczością pod bardzo szerokim kątem.

Pozdrawiam Lea Elizabeth 

poniedziałek, 8 lipca 2013

Lea Elizabeth #12

Poprzednie części:
1-10 #11



     Twór podobny z założenia do kobiety. Momentami całkiem nijaki i beznadziejny. Stoi w ciemnej sieni do czegoś… może jak zwykle kolejnego wymiaru miedzy koniecznością, nieuniknionym i walką o ucieczkę. Łańcuchy z powierzchni ciągną się długimi sznurami. W stronę powalającej wolności. Wolności, której bezmiar zatyka płuca nie dając złapać najmniejszego oddechu. Jest jak wspaniała i pociągająca, z całym tym pięknem możliwości. Grube żelazne łańcuchy wolności. Ciągną wiotką jak papier skórę, która chciałaby pęknąć, jednak nijak nie może. Kolejny przejaw wieczności. Wciąż od nowa zadawane cierpienia tylko dlatego, że nijak nie można ich przerwać. Bowiem za ta brama jest następna, następna i tak bez końca.

     Wolność zakłada kajdany. O wiele bardziej kuszący stare się mały ograniczony pokój. Mimo czterech ścian stawiających bariery o wiele bardziej bezpieczny, całkowicie odizolowany od tego co jest za zewnątrz. Chce się postawić krok w jego głębię. Najpierw jednak konieczna jest walka o uwolnienie się z tych łączących sznurów.

     Mozolnie, ogniwo za ogniwem spadają w przeszłość puszczając wycieńczony nimi twór. Tak mijają dni oddalania się coraz bardziej i bardziej w głębię.

     Zapadanie w ciepły i kojący niebyt. Całkowicie odłączenie od otaczającej rzeczywistości.

Lea…

     Czuję tylko czasem jakieś słowa i dłonie. Nic tak naprawdę wielkiego co mogłoby sprawić, abym chciała się wyrwać z mojego maleńkiego schronienia.